Leia Windu jeszcze długo konwersowała ze swoją dawną znajomą. Poruszały najróżniejsze tematy, rozmawiając o latach studenckich, o tym, jak wynajmowały mieszkanie w Kafe Rancor, o tym, jak kłóciły się o jednego chłopaka… W pewnym momencie jednak Windu Obróciła głowę i mrugnęła swoim wybitym okiem, uchodząc w mrok, jaki ogarniał pustynię. Nie odpowiadała na ani jedno pytanie Shmi, która zdziwiona była zachowaniem przyjaciółki.
Tymczasem na Endor zawitała Lyra Erso. Kobieta miała jeden cel: ożywić Shpannera. Kiedy weszła do jaskini, kilka minut zajęły jej poszukiwania maski.
– Cliegg! – krzyknęła. – Cliegg, gdzie jesteś?!
– A gdzie się go spodziewasz? – kobieta usłyszała za sobą głos.
Lyra obróciła się. Nikogo nie zobaczyła.
– Tu jestem – odezwał się głos zza jej pleców. – Tu jestem.
Dopiero teraz kobieta dostrzegła za sobą starszego mężczyznę, który w swojej ręce dzierżył długi drąg.
– Ty jesteś Cliegg? – zapytała.
Postać, z którą właśnie konwersowała, uśmiechnęła się.
– Nawet nie wiesz, jak wygląda ten, którego chcesz przywrócić do żywych? – powiedział.
Lyrze zrobiło się potwornie wstyd. Cała twarz jej poczerwieniała.
– Spokojnie – odezwał się mężczyzna. – Nie zrobię ci krzywdy. Jestem Radodziej.
(autor: bez)– Radodziej… – wyszeptała Lyra. – Ten Radodziej, który cztery lata temu stanął na czele Imperium Rad?
Mężczyzna znowu się uśmiechnął.
– Tak – powiedział zadowolony. – Bo widzisz, moja droga, nie ma niczego lepszego od pokoju. Zaprowadzenie pokoju pomiędzy radami na Aoe było moim odwiecznym pragnieniem, jednak kiedy udało mi się je zrealizować, zacząłem swoją wędrówkę po galaktyce, mając nadzieję, że zjednoczę jeszcze wiele innych organizacji.
Lyra wpatrywała się w brodę mężczyzny. Pomyślała, że musiał się już od dawna nie golić.
– Dobrze – powiedziała – ale jaki to ma związek z Clieggiem?
– Proste – Radodziej wybuchł śmiechem. – Chodzi o zasadę dwóch Dartha Bane’a. Obecnie w galaktyce nie ma już Sithów, a kiedy ty ożywiłabyś Dartha Shpannera, byłby tylko jeden. A chyba nie muszę ci przypominać, kochana, że powinno być ich dwóch.
Lyra cofnęła się o krok.
– Więc – zastanawiała się – więc co teraz powinnam zrobić?
– Zniszczyć maskę – powiedział Radodziej. – Tylko wtedy podtrzymamy zasadę Bane’a sprzed tysiąca lat.
– Ale… ale… – jąkała się kobieta – ale wtedy Shmi Skywalkera mnie zabije!
Radodziej usiadł na ziemi.
– Właściwie nie musisz niszczyć maski – powiedział stanowczo i zamknął oczy, robiąc poważną minę.
Lyra nic nie rozumiała, więc spytała, dlaczego jej rozmówca tak nagle zmienił zdanie.
– Proste – oznajmił Radodziej. – Już ją zniszczyłem. Jest w dwóch częściach. Jeżeli chcesz, to możesz ją zanieść tej całej Shmi.
Lyra Erso podrapała się po głowie, powiedziała „do widzenia” i wyszła z pomieszczenia, w nadziei że nie spotkają ją za to żadne konsekwencje ze strony Shmi.
Następną „klientką” dziupli Lordów Sitsów na Endorze była Leia Windu.
– Cliegg? Cliegg, przystojniaczku, jesteś tu gdzieś?
– Skąd wiesz, że on jest przystojny? – powiedział Radodziej, który znalazł się za kobietą.
– Och! – przestraszyła się Leia Windu. – Przestraszył mnie pan. A może wie pan, gdzie się znajduje ożywiony już Cliegg Lars?
Radodziej usiadł na ziemi i zamknął oczy.
– Nikt nie ożywił Cliegga. Przepadł jak kamień w magmę! – mężczyzna wybuchł śmiechem.
Leia podziękowała i w okamgnieniu opuściła pomieszczenie. Nie miała zamiaru rozmawiać z dziwakami. Ukrywała jednak, że trochę polubiła Radodzieja: leciała na jego zarost.
Radodziej z kolei przypatrywał się, jak kobieta odchodzi, po czym rozpłynął się w powietrzu niczym byt Mocy.
– Mogę iść z wami do teatru? Proszę! Będę naprawdę bardzo grzeczny! – w pomieszczeniu rozległ się dziecięcy głos.
Han Solo przerwał zakładanie kurtki swojej żonie, po czym kucnął przed synkiem.
– Ależ Kylorenku – powiedział. – Tam byś się potwornie nudził!
– Tylko tak mówisz, tylko tak mówisz – denerwował się chłopiec. – Tak naprawdę nie chcecie, bym z Wami szedł, bo idziecie na Imperium kontratakuje. A wszyscy w szkole wiedzą, co się tam tak naprawdę dzieje!
Leia szeroko otwarła oczy.
– Luke! – zawołała. – Luke, proszę do mnie!
Kiedy Skywalker przyszedł, Leia zaczęła prawić mu morały.
– Jak tak można!? – pytała zdenerwowana. – Nie umiesz w tej swojej akademii dopilnować moralnego ładu? Przywróciłeś w galaktyce porządek, a nie umiesz go zachować w tej swojej szkole?
Kiedy kobieta beształa swojego brata, Kylorenek uśmiechał się pod nosem. Tak naprawdę niezbyt przepadał za swoim wujkiem. Za kolegami też nie przepadał, mówiąc szczerze. Ostatnimi czasy wzięli mu jego miecz świetlny i rozszczepili wiązkę laserową. Teraz wygląda jak poszarpany skrawek czerwonego materiału. Chłopiec obiecał sobie, że jeszcze kiedyś się na nich zemści. I to najlepiej przy pomocy właśnie tego miecza.
– Dobrze, Kylorenku – powiedziała Leia, kiedy skończyła już swoją kłótnię z Luke’iem. – Wujek się tobą zajmie.
Kylorenek nie wydawał się jednak być zadowolony z tego powodu.
– Pamiętasz, gdzie skończyliśmy ostatnią opowieść? – powiedział Skywalker. – Skończyliśmy na tym, jak stanąłem oko w oko z imperatorem. A teraz opowiem ci, jak twój przesiąknięty ciemną stroną dziadek wrócił na jas…
– Bla bla bla – krzyczał Kylorenek, biegając po pokoju. – Nic nie słyszę!
– No ale… – Luke otarł czoło swoją dłonią. – Jeżeli nie poznasz zakończenia tej historii, będziesz miał nie ten obraz swojej rodziny!
– Dobrze, daj mu spokój, Luke – wtrąciła się poirytowana Leia. – Przez te wasze wygłupy jeszcze się spóźnimy. A tobą, Kylorenku, zajmie się Katarzyna, bo przecież bardzo lubisz z nią zostawać, hę?