Shmi weszła do środka. Niewielkiego rozmiaru domek wypełniał potworny odór. I chociaż jej żołnierze bali się narzekać, prawdę mówiąc, nie mogli wytrzymać. Skywalkerze jednak to nie przeszkadzało. Od kiedy bestialsko pomylono ją z imperatorem Palpatine’em, zdecydowała się zakrywać swoją twarz maską, która w przeszłości należała do wielkiego lorda Sithów.
Tym razem jednak Shmi zachowała środki bezpieczeństwa. Chociaż to właśnie Darth Ewad odpowiadał za to, co stało się z jej wyglądem, teraz pełnił funkcję jej osobistego ochroniarza. Razem z Qwertym otaczał swoją panią, mając zapalone miecze świetlne i strasząc nimi każdego przechodnia.
– Nikogo nie ma, lady – powiedział jeden z Sithów. – Luke Skywalker musiał podać nam złe dane. Mamy go przygotować na stracenie?
Shmi zastanawiała się pewną chwilkę.
– Nie – powiedziała. – Mój wnuk chciał z nami współpracować. Po prostu jego teściowa i szwagierka zdążyły opuścić to śmierdzące mieszkanie przed półgodziną.
– Więc co mamy zrobić, pani? – zapytał inny Sith.
– Spalić – odpowiedziała kobieta stanowczym głosem. – Przynajmniej nie będą miały dokąd wracać.
Shmi jak zwykle się nie myliła. Donata i Padmé w ostatniej chwili opuściły swoje rodzinne mieszkanie. Nie wiedziały jednak, że już nigdy nie do niego nie wrócą. Teraz obie kobiety znajdowały się budynku Senatu, który został postawiony w nowej stolicy Nowej Republiki na Hosnianie Prime.
– Musimy zniszczyć Oko Shmi – chwilę ciszy przerwał Han Solo. – Jeżeli pozwolimy istnieć tej maszynie mordu i terroru, zginie jeszcze wiele istnień.
– Han – odpowiedziała mu Leia Organa. – Ale tam jest Luke…
Han uśmiechnął się.
– Luke’a na pewno nie będzie, kiedy wybuchnie – powiedział.
Cisza zapanowała znowu. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, w jaki sposób uderzyć z okręt dowodzenia Ogromnego Królestwa Sithów.
– Moja siostra, Leia Windu, znałaby odpowiedź na to pytanie – chlipnęła Padmé Kenobi. – Gdyby żyła, to…
Laneverowi Villechamowi musiało zrobić się żal dawnej mieszkanki Dantooine, więc podszedł do niej i przytulił ją.
– No już, już, nie płacz – powiedział. – Taka ładna dziewczyna nie powinna tak płakać.
W tym momencie Padmé rzeczywiście przestała płakać i uderzyła Lanevera Villechama w policzek.
– Daj spokój, łotrze jeden, ja mam chłopaka! – krzyknęła.
Laneverowi Villechamowi zrobiło się strasznie głupio, dlatego postanowił odstąpić od przyjaciół i pójść trochę się przewietrzyć.
– Meh, wydaje mi się, że nie radzisz sobie troszkę z kobietami, prawda, kanclerzu? – powiedział Kylorenek, który z racji swojego niskiego wzrostu, udał się za Laneverem Villechamem niezauważony.
Lanever Villecham popatrzył na chłopca
– Kanclerz się nie martwi, ja kanclerzowi pomogę – Kylorenek kontynuował rozmowę. – Padmé miała bliźniaczkę, wyglądała prawie tak samo jak ona. Niestety, dedło jej się jakieś pół roku temu. Ale jeżeli z Oka Shmi wykradniemy eliksir ożywiający, może uda się nam przywrócić ją do życia.
Ten pomysł spodobał się Laneverowi Villechamowi, który nawet się nie zastanawiał, i przystał na jego propozycję. Po półgodzinie obie istoty znalazły się już na pokładzie myśliwca TIE, który Kylorenek ukradł w czasie ataku na Rattoine, a po godzinie kanclerz w towarzystwie młodego padawana Jedi znalazł się nieopodal wielkiego niszczyciela Ogromnego Królestwa Sithów.
– Kędy wlecimy, chłopcze? – zapytał Lanever Villecham. – Na pewno wszędzie są straże.
– Może i są, ale ja jestem w stanie wyczuć miejsce ze strażnikami o mniejszej inteligencji. O, tam jest jedno! – ucieszył się Kylorenek i wskazał boczny hangar.
Teraz pozostało tylko wyjść niezauważonymi. Niestety, to nie udało się towarzyszom.
– Hej! A wy dokąd?! – zapytał Gunganin bez uszu, idący z zapalonym mieczem.
– Han Solo – wkurzył się Kylorenek. – Han Solo.
Lanever Villecham popatrzył na chłopca i postanowił uderzyć prosto z mostu.
– Chcemy wam ukraść eliksir ożywiający, lordzie Sithów – powiedział.
A Gunganin, jak gdyby nigdy nic, wyjął z kieszeni plastikową butelkę i podał ją przybyłym obywatelom Republiki.
– Bla bla bla – powiedział, machając kikutami, z których kiedyś wyrastały uszy. – Bla bla bla.