Shmi wiedziała o tym, że Luke Skywalker nie do końca był z nią szczery. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli jej wnuk także znał sekret, jaki Leia Windu zabrała do grobu, i nie poinformował jej o tym, wyraźnie chciał ją oszukać.
Oko Shmi zatrzymało się. Właśnie teraz olbrzymi krążownik wyszedł z nadprzestrzeni. Przed szybą widać było tylko jedno ciało niebieskie, jakim była Dantooine.
— Przyprowadzić Skywalkera — powiedziała swoim zmodyfikowanym przez maskę głosem Shmi. — Już pora pokazać mu, że walka ze mną to nie walka z Imperium.
Na słowa kobiety błyskawicznie zareagowało dwóch stojących nieopodal lordów Sithów. Oprócz nich na mostku przebywali jeszcze Darth Ewad i Darth Qwerty. Tych dwóch jednak nie odstępowało swojej Mrocznej Lady na krok. Obaj mieli zapalone i skierowane ku górze czerwone miecze świetlne, chcąc zapewnić jej komfort i bezpieczeństwo.
Shmi zastanawiała się nad tym, co zrobi jako jedyna władczyni w galaktyce, kiedy już doszczętnie zniszczy zarząd Nowej Republiki i Jedi. Jedno było pewne: wtedy ostateczne rządy w galaktyce przejmą Sithowie i nie będzie już jasnej strony.
Kobieta jednak pamiętała zignorowane kiedyś przez siebie słowa Radodzieja. Nie wiedziała o nim prawie niczego. Nie miała też pojęcia, dlaczego tak bardzo zależało mu na zachowaniu zasady dwóch.
— Skywalker przyprowadzony, Mroczna Lady — powiedział jeden z lordów i Sithów, otworzywszy grodzie.
Następnie razem ze swoim kolegą mężczyzna rzucił młodego Jedi na podłogę. Luke spojrzał w górę. Jedyne, co zobaczył, do twarz swojej babci przykryta ciężką metalową maską.
— Po coś mnie tu przyprowadziła? — powiedział chłopak. — Powiedziałem ci wszystko, co wiem!
Shmi odwróciła się w kierunku szyby i spojrzała przez szybę na Dantooine.
— Mów! — krzyknął Luke.
Dopiero teraz kobieta się odezwała.
— Nie wejdę w twój umysł, chłopce — powiedziała. — Chcę jednak, żebyś wiedział, że nie jestem taka jak imperator, a walka z nim była niczym w porównaniu z walką ze mną. Zaraz ci pokażę, że aby poznać sekret, jestem gotowa posunąć się do wszystkiego. Spójrz za szybę.
Luke wstał i podszedł do wielkiego okna. Obawiał się najgorszego.
— Nie możesz — powiedział. — W Kywalker na Dantooine żyje bardzo wielu niewinnych ludzi. To byłby szczyt…
— W takim razie powiedz mi — przerwała mu Shmi — gdzie jest ten artefakt!
Chociaż Luke początkowo nic nie mówił, w końcu zdecydować się odezwać.
— Nie wiem — powiedział. — Nie mam pojęcia.
— Ognia — powiedziała Shmi i na oczach Luke'a wielki krążownik wysunął swoją kilkukilometrową lufę.
Jedno było pewne: Ogromne Królestwo Sithów było gotowe do ataku.
— Nie! — krzyknął Luke, jednak było już za późno. Po chwili po Dantooine nie było już ani śladu, a sama planeta zniknęła z historii galaktyki wraz ze wszystkimi jej mieszkańcami.
Luke zamknął oczy. Wiedział, że zawiódł, jednak teraz nie było czasu na zbędne rozważania. Pospiesznie wyciągnął rękę w kierunku swojego miecza świetlnego przypiętego do pasa Shmi i sięgnął po niego, używając Mocy.
— Jednego jestem pewien. Czas Sithów przeminął — wyszeptał, zapalając swą broń.
Shmi zrobiła to samo, z tym że jej sithański miecz posiadał aż dwa ostrza z dwóch stron klingi. Dodatkowo Darth Ewad i Darth Qwerty nie przestali odstępować jej na krok, starając się wciąż przebywać po jej prawej i lewej stronie. Porzucę na chwilę ten poważny sposób pisania i powiem, że wyglądało to naprawdę śmiesznie.
Niestety dla Luke'a, jego babcia zdawała się go pokonywać. W pewnym momencie uderzyła z taką siłą, że chłopak musiał swoim ostrzem podtrzymywać jej broń. Nastąpiło siłowanie się, a Skywalker obawiał się, że jego czas Jedi także wkrótce przeminie.
— Nie! — rozległ się nagle krzyk. Nikt nie wiedział, skąd on dochodził.
Luke i Shmi równocześnie opuścili swe bronie. I ku zdziwieniu obojga, za ten krzyk odpowiedzialny był Darth Qwerty, którego ręka została okaleczona przez Ewada.
Shmi nie zdążyła zareagować. Poczuła ranę ciętą na lewej półkuli swojej głowy. I choć miała przyodziany hełm, niewiele on zdziałał na siłę, z jaką cisnął w nią Luke. Kobieta nagle zdjęła hełm. Dotknęła ręką głowy i zobaczyła krew na opuszkach.
Nie zdążyła nic pomyśleć. W okamgnieniu została przeszyta przez czerwoną wiązkę laserową czyjegoś miecza świetlnego. Ostrze weszło w jej tułów od strony pleców w taki sposób, że nie ominęło jej ostatniej sprawnej ręki.
Nagle właściciel miecza zgasił swoją broń. Kiedy ciało Shmi upadło, Luke nie mógł uwierzyć w to, co widział. Widział Dartha Ewada.
— Lordzie Ewadzie, pan… — dziwił się chłopak. — Pan zabił swoją mistrzynię?
— Żartujesz? Zabiła mi żonę! — śmiał się Gunganin. — A tak poza tym, to jestem Feel. Mów mi Feel. A teraz chodź, musimy opuścić statek, zanim flota Nowej Republiki doszczętnie go zniszczy.
I rzeczywiście: przez ten cały pojedynek Luke nie zauważył miliona V-wingów atakujących Oko Shmi. Republika jak widać nie zamierzała na niego czekać.
— Idę — powiedział Luke. — Ale musimy się pospieszyć.