Star Wars Fanonpedia

CZYTAJ WIĘCEJ

Star Wars Fanonpedia
Advertisement
36876 bajtów • Około 57 minut czytania ┃ ← Poprzedni

Wszystkie spojrzenia w sztabie Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych Konfederacji Atronu skierowały się w stronę Lorda M’kadronusa stojącego na czymś co przypominało kładkę na mostku jakiegoś okrętu. Przywódca wojska spojrzał na holomapę sztabową przedstawiającą aktualną sytuację. Podszedł do niej i pochylił głowę tak, żeby dostrzec interesujące go detale.

– Co mamy robić, sir? – spytał szef działu operacji ze Sztabu Generalnego. Kyler Kaas milczał i po chwili oznajmił basowym tonem.

– Wygrać – rzekł przywódca. Nie był to rozkaz. Nie było to pytanie. Było to stwierdzenie oczywistego dlań faktu – dzisiaj mamy wygrać. Dzisiaj nie nikt nie spocznie, nim pokonamy najeźdźców republikańskich.

Kyler nawet nie spojrzał sztabowców. Wyczuwając ich emocje i niepokoje, udzielił im odpowiedniej według jego kalkulacji odpowiedzi.

– Przerzućcie trzy brygady Gwardii Konfederackiej do fortyfikacji położonych na południe od Vasserlot, doślijcie im wszystkich naszych dostępnych inżynierów i saperów. Dein, Xar i Ntras niech przejdą do ofensywy i spróbują otoczyć i zniszczyć 4. Armię Skywalkera. Resztę macie na tym – mówiąc to podał szefowi Sztabu Generalnego obszerny notatnik papierowy z zapisanymi uwagami. Nie namyślając się dłużej, opuścił pomieszczenie, zostawiając skonfundowanych oficerów samym sobie i dając im czas na przemyślenie wszystkiego.

Border

Czołgi i maszyny kroczące 4. Armii były w kompletnym odwrocie. Od strony skrzydeł wbijały im się w boki rezerwy Li Deina i Duna Xara, a od frontu kontratakowała dywizja Screama Ntrasa. Piechota próbowała osłaniać odwrót pancerniaków, ale ataki atrońskich piechurów wspartych ogniem artylerii zaczęły stopniowo drenować możliwości defensywne republikanów. Stopniowo powstawały słabsze punkty w słabnącej obronie. W dwa takie skrajne słabe punkty Ntras rzucił swoją kawalerię, która przełamała pozycje piechoty. Następnie zaczynała się tworzyć pętla w okół sił przeciwnika, a okrążenie w okół kilku pieszych pułków zaczęło się domykać.

– Jaka jest sytuacja z pańskim zgrupowaniem? – spytał pobrudzony Marek Skywalker Melwebiego Pubwohoqa – dowódcę 212. dywizji pancernej. Mistrz Jedi wraz z Gwardią i towarzyszącymi mu ochroniarzami wycofał się z frontu na tyły. Generał-Jedi był ranny w prawe ramię, które mimo opatrzenia, nie nadawało się aktualnie do walki.

– Nasza obrona się załamała. Wychodzi na to, że chyba przegrywamy, sir – niepewnie stwierdził pesymistyczny Melwebi Pubwohoq. Ten Twi’lecki dowódca zdawał się być pozbawiony wszelakiej energii i zdecydowania.

– Sir, faktem jest, że znaczna część piechoty dywizyjnej zostanie zaraz okrążona przez wroga. Jednak jeżeli ściągniemy na czas wszystkie wolne oddziały od skrzydłowych dywizji piechoty to uda się uratować 212. dywizję pancerną i zapobiec rozbiciu naszych sił. Warto też nie zapominać, że wróg po przebiciu się przez naszą obronę powinien być osłabiony. Możemy otoczyć i zniszczyć znaczne siły atrońskie, które wjechały na tyły naszej piechoty. Nasza pozycja nie jest wcale taka zła – ambitnie zaproponował kwatermistrz dywizji odchodząc od stołu sztabowego. Darusth „Ulton” Amryx niesmakiem spojrzał na niezdecydowanego dowódcę dywizji, po czym skierował się powolnym krokiem w stronę Marka – oczywiście, wykorzystanie tej szansy zależy tylko i wyłącznie od pańskiej decyzji, sir.

Mistrz Jedi zastanawiał się nad sytuacją. Jego wielka ofensywa przeciwko Atronowi była wymierzona w trzy dywizje piechoty. O ile natarcia na skrzydłach zostały szybko zatrzymane, o tyle w centrum rozwój wypadków był conajmniej niestandardowy. Wpierw z marszu zdobył pierwszą linię obrony Screama. Jednak druga linia odparła wszystkie jego ataki i utrzymała się jedynie dzięki męstwu Atrończyków, ustabilizowaniu pozycji przez Ntrasa i przybyciu reszty liniowych oddziałów dywizji. Potem jednak Scream wycofał się na trzecią linię obrony opartą o rzekę Preut. Republikańskie czołgi ścigając go zostały zmasakrowane, a Marek próbując wznowić ofensywę został ciężko ranny w ramię. Konfederaci zaatakowali skrzydła rozciągniętej 212. dywizji pancernej. Siły pancerne i oddział Skywalkera wycofały się na tyły, a piechota próbowała utrzymać linię frontu. Wtedy wróg przełamał ich pozycje obronne... Teraz generał-Jedi miał podjąć decyzję na temat tego co robić dalej. Opisy dwóch oficerów z dywizji drastycznie się różniły. Dowódca dywizji mówił o przegranej i katastrofie, a kwatermistrz roztaczał przed nim wizję łatwego zwycięstwa. Marek przez chwilę próbował przeanalizować sytuację. Nie miał w tym jednak doświadczenia…

– Generale Pubwohoq, generale Amryx. W starciu dwóch armii najważniejsze jest morale. Atrończycy to ci sami ludzie, co tchórzliwie wbili nam nóż w plecy atakując Nową Republikę jeszcze półtora miesiąca temu. Natomiast nasi żołnierze są mężni i ufni w zwycięstwo. Wróg próbuje nas wprowadzić w błąd i skłonić do myślenia, że przegraliśmy, podczas gdy jest on osłabiony i potrzeba nam zadania mu zdecydowanego ciosu! Macie wykonać propozycję generała Amryxa, aczkolwiek dodałbym jeden szczegół do jego planu. Rezerwa pancerna dywizji niech zostanie dołączona do rezerw skrzydłowych dywizji piechoty i też weźmie udział w kontrofensywie – Skywalker podjął już swoją decyzję. Nie mógł sobie pozwolić na zawiedzenie Olena Paxa po tym, gdy generał włożył tyle energii w rozruszanie ofensywy. Nie! Nie mógł teraz się wycofać, gdy już zaczął ofensywę! – prędzej polegnę niż przegram, Paxie.

Border

W czasie, gdy Republikanie byli zajęci naradą, Atrończycy nie marnowali czasu. Kawaleria wjeżdżała co raz głębiej i co raz głębiej w linie wrogiej obrony. Zamontowane na śmigaczach lekkie karabiny maszynowe rozpraszały wszelakie grupki piechoty gromadzące się na skrzydłach nacierającej kolumny. Piechurzy albo padali na ziemię albo uciekali. Jeżeli tego nie robili to ginęli na miejscu, a ich zmasakrowane zwłoki upadały bezwładnie na grunt. Dowódca atakujących sił – pułkownik Oriax Swenn – nie oglądał się na swe flanki i jednym wąskim mobilnym klinem posuwał się naprzód po linii prostej. Cała jego perspektywa zawężała się do połączenia się z kolumną kawalerii nacierającą z przeciwległej strony i domknięcia pętli w okół tysięcy wrogów. Wszystko od tego zależało.

Przeciwnik zdawał się to zrozumieć. W chaotycznych i desperackich kontratakach rzucały się pod jego nóż liczne plutony i kompanie piechoty próbując zadać mu znaczne straty lub chociaż odwrócić jego uwagę od parcia naprzód. Żadna z tych rzeczy się im nie udawała. Natomiast każda próba zatrzymania go od frontu kończyła się wydzieleniem oddziału flankującego, jego oskrzydlającym uderzeniem i rozjechaniem obrony przez natarcie głównych sił kolumny. Nic nie mogło zatrzymać kawalerzystów.

– Sir, nasze straże przednie nawiązały kontakt z awangardą drugiej kolumny kawalerii! – zameldował łącznościowiec.

– Zatrzymać posuwanie się naprzód! Niech większość żołnierzy zejdzie ze śmigaczy i utworzy dwie linie obrony! Jedna niech będzie skierowana w stronę okrążonych oddziałów! Druga niech będzie skierowana w stronę ewentualnej odsieczy dla wroga! 58. Batalion Kawalerii i 59. Batalion Kawalerii utworzą rezerwę kawaleryjską, która będzie podlegała bezpośrednio pode mnie! Rozstawić stanowiska mobilnej artylerii, moździerzy i CKMów! – Oriax zatrzymał swój śmigacz i wydał dyspozycje dłonią wskazując gdzie i kogo ustawić.

Żołnierze natychmiast zaczęli wykonywać polecenia. Podkomendni przesuwali się, schodzili ze śmigaczy, tworzyli improwizowane pozycje obronne, a zwiadowcy osłaniali swoją luźną obroną przygotowania wojsk. Minuty mijały w błyskawicznym tempie. Wszyscy wiedzieli, że im szybciej przygotują się do defensywy, tym pewniejsze, że wróg się nie przebije. Nim jednak mogli ukończyć formowanie obrony, wydarzyło się coś niespodziewanego.

– Sir! Wrogie posiłki nadciągają! Nasi zwiadowcy są w odwrocie na całej linii! – zameldował jeden z oficerów łączności.

– Zauważono okrążoną piechotę maszerującą w stronę wrogich posiłków, pułkowniku! – dodał drugi łącznościowiec – zawiadomić generała Ntrasa?

Oriax Swenn spojrzał wpierw w stronę, z której zmierzały okrążone siły, a potem przyjrzał się kierunkowi, z którego szła wroga odsiecz. Stary wiekiem i doświadczeniem oficer przez chwilę się namyślał. Wyjął jeden z batonów, który miał jako część swojej racji żywnościowej. Zaczął go przeżuwać zastanawiając się nad sytuacją.

– Poinformujcie generała Ntrasa! Utrzymać linię frontu za wszelką cenę! – rozkazał starzec po krótkim namyśle.

Z dwóch stron natarły dwa republikańskie zgrupowania na pozycje kawalerzystów Oriaxa Swenna. Pętla zaciśnięta w okół piechoty z 212. dywizji pancernej mogła zostać przełamana lada chwila. Walczący pieszo Atrończycy mężnie się bronili, dając czas dowódcom wyższego szczebla na podjęcie decyzji.

– Wroga odsiecz przybyła już? – spytał Scream Ntras kierując pytanie do kobiety stojącej za nim. Generał obserwował bitwę ze swojego wozu sztabowego, którym objeżdżał pobliże linii frontu. Stał w tym pojeździe (dach był zsunięty), a markolornetką przyglądał się wszystkiemu.

– Na to wychodzi, sir – nieśmiało odpowiedziała Kaite dodając po chwili służbowym głosem – Pułkownik Swenn prosi o posiłki. Twierdzi, że jeżeli nie dostanie posiłków to wróg wydostanie się z okrążenia.

Scream obserwując bitwę przez makrolornetkę szybko analizował informacje i kalkulował możliwe opcje. Zdecydował się postawić wszystko na najbardziej ambitną.

– Nie dawać mu żadnego piechura z rezerw. Niech utrzyma się w oparciu oto co ma pod swoją komendą – odparł Ntras pewnym swego zdania głosem.

– A-ale, genera-…! – Kaite zaczęła zgłaszać swe wątpliwości.

– Dałem mu całą kawalerię dywizji, więc niech nie prosi o wsparcie, bo inaczej przyjdę do niego i osobiście mu tyłek skopię – stanowczo rzekł Scream przerywając łączniczce nie czekając na jej uwagi. Generał odłożył makrolornetkę od oczy i po chwili kontynuował spokojniejszym głosem – natomiast co do innych to niech wszystkie rezerwy piechoty do kontrataku na całej linii. Przekaż też Liemu i Dunowi, żeby kontratakowali wszystkim co mają na raz. Okazja się nam trafiła.

– Rozumiem, sir. Nie uważa pan jednak, że jest to zbyt ryzykowne?

– Nie jest to ryzykowny ruch. To jest zwyczajny hazard – dowódca 2. dywizji zaśmiał się spoglądając w oczy Kaite.

– Dlaczego, więc ryzykujesz, sir? Czy szafowanie życiem ludzkim nie jest złe? – łączniczka mimowolnie wypowiedziała swe wątpliwości na głos.

– Bo to jedyny sposób na osiągnięcie zwycięstwa, gdy jest ono mało prawdopodobne na dłuższą metę – odparł Scream, po czym podsumował w głowie – rozgromiłem siły pancerne tej dywizji, Mistrz Jedi został ranny, jego osobista kompania się wycofała wraz z nim, a większość piechoty właśnie okrążyłem. Dywizja ta nie ma już żadnych rezerw. Mimo tego, siły śpieszące z odsieczą są dość znaczące. To oznacza, że ściągnęli wsparcie z odwodów Czwartej Armii. Xar i Dein powinni mieć jeszcze jakieś odwody do dyspozycji, więc w swych sektorach powinni doprowadzić do przełamania, w momencie gdy ja wykrwawię główne natarcie wroga.

Border

Oriax Swenn nie dowierzał swym własnym oczom. Jego podkomendni byli w odwrocie, a wróg ściskał ich. Okrążeniu groziło przerwanie, a nacisk wrogich hord nie słabł. Nawała ogniowa wrogiej piechoty dziesiątkowała nielicznych obrońców.

– Sir! 59. Batalion Kawalerii poniósł znaczne straty i prosi o zezwolenie na odwrót!

– 58. Batalion Kawalerii łata luki we froncie poszczególnymi pododdziałami!

Nie mamy rezerw. Front jest przełamany. Nasze siły topnieją dużo szybciej niż się spodziewałem... To wina jego… Względem jego jestem totalnie bezsilny… – Oriax spojrzał na postać zbliżającą się do jego kwatery. Była ona jeszcze w odległości jakiegoś kilometra. Swenn widział jak jego podkomendni byli wręcz masakrowani. Zimny pot go oblał. Oficer oznajmił cichym głosem, ściskając dłoń w pięść – przegraliśmy…

– Jak do tego doszło, sir?! – spytał adiutant.

– To wina… to jest wina tego Jedi… – powiedział Swenn. Zamknął oczy i miał dalej pochyloną głowę. Żałował tego co się stało zdając sobie sprawę z hańby jaką się okrył. Po chwili dodał poważnym jak grób głosem – przygotujcie mój śmigacz. Zabiję osobiście tego Jedi. Albo zginę. Tak czy siak odwrócę jego uwagę, a wy go zabijecie ostrzałem z dystansu, gdy nie będzie uważał.

– Pułkowniku! Nie róbcie tego! To jest Jedi! Zginie pan! – rozpaczał adiutant obawiając się, że jego przełożony bez potrzeby uda się na samobójczą misję. Nie chciał jego śmierci. Zbyt bardzo związał z nim i z towarzyszeniem mu.

– Adiutancie! Kazałem przygotować mój śmigacz! – pułkownik uparł się na swoim. Podjął już decyzję.

Adiutant ze smutkiem przygotował pojazd do użycia. Gdy już skończył wszystkie procedury, stanął przy pojeździe i wykonał gest ręką zapraszający Swenna do wejścia na śmigacz. Łza adiutantowi zaczęła ciec, gdy widział oficera siadającego na pojeździe. Przypomniało mu się ich pierwsze spotkanie… Tamto na stacji droidów… Tymczasem złowrogi Jedi był już oddalony od kwatery dowodzenia pułkownika zaledwie o kilkaset metrów. Przebijał się on przez kolejne linie obrony bez problemu. Wtem w komunikatorach rozległ się znany wszystkim głos.

– Wszyscy kawalerzyści Swenna bez wyjątku, wycofać się na dziewiątą i trzecią! 78. Pułk artylerii mobilnej! Użyć pocisków BH-3! Otworzyć cztery salwy w kwaterę dowodzenia Oriaxa, po tym jak zostanie ewakuowana! Baterie Moździerzy z 59. Batalionu Kawalerii i 58. Batalionu Kawalerii! Zrobić dziesięciominutową nawałę ogniową w nasze pozycje obronne, po tym jak je ewakuujemy! – lekko zniekształcający komunikator przekazał komendy Screama Ntrasa, który oglądał właśnie z ukrytego w lesie wozu sztabowego sytuację kawalerzystów. Makrolornetką oglądał miejsca istotne dla jego planów.

Border

Kompania Skywalkera składająca się z niego, jego czwórki Gwardzistów i kompanii ochroniarzy nacierała prosto przez pozycje obronne kawalerzystów Oriaxa, prosto w stronę jego kwatery dowodzenia. Wróg przed nimi ulegał atakom Jedi, a przeciwnik po ich bokach był wykańczany przez piechotę. Zdawało się, że nic nie jest w stanie ich zatrzymać.

– Dowództwo wroga jest tuż przed nami, Mistrzu! – wykrzyknęła Drake Moncone do Marka, rozcinając mieczem świetlnym karabin maszynowy jednego z nieprzyjaciół, który próbował ją zaatakować. Skywalker chwilę rozejrzał się po placu boju. Kawalerzyści razili ich ogniem z licznych stron. Jedi ledwo dawali sobie radę z unikaniem strzałów i posuwaniem się naprzód.

– Even! Ilu mamy rannych? – krzyknął Skywalker do Rycerza, który zajmował się sprawami medycznymi Gwardii.

– Poza mistrzem, jedynie jakichś dziewięciu ochroniarzy jest rannych, a siedemnastu zabitych! – odkrzyknął Even nie zwlekając. Jakiś strzał przeleciał tuż koło jego głowy, a Rycerz ledwo przeżył. Wystrzał dosięgnął jednak jakiegoś sierżanta-ochroniarza. Jego czaszka została usmażona przez blaster, a jego ciało padło bezwładnie na ziemię. Medyk-Jedi dodał smutnym głosem – a teraz mamy osiemnastu zabitych…

Dwudziestu siedmiu wykluczonych z walki… Zostało nam jednak jedynie jakieś kilkaset metrów. Damy radę połączyć się z okrążoną piechotą – Marek odbił parę strzałów mieczem świetlnym, zastanawiając się nad sytuacją. Mistrz wykrzyknął na głos kierując miecz w stronę kwatery Oriaxa, po czym poprowadził atak – kompania Skywalkera! Naprzód! Za mną! Ku kwaterze wrogiego dowódcy!

Ochroniarze, Gwardia i Skywalker, wszyscy oni pobiegli w stronę kwatery, otwierając przy tym ogień do każdego wroga. Użycie Mocy przez Jedi prowadzących pochód zwiększyło tempo natarcia. Oriax Swenn znalazł się już w zasięgu wzroku Marka. Dzieliło ich mniej niż trzysta metrów. Nagle tumany pyłu wzbiły się w górę. Kompania biegła naprzód w stronę, gdzie była wroga kwatera.

– Kompania! Ognia! Strzelajcie wszystkim co macie! Gwardia! Użyjcie pchnięć Mocy! Zniszczyć wroga! – krzyknął Kanan Bridger – rycerz Jedi dowodzący Gwardią Skywalkera.

Kompania ochroniarzy otworzyła zmasowany ogień, któremu towarzyszyły liczne pchnięcia Mocy. Tam gdzie znajdował się pył i kwatera kawalerii, teraz znajdował się zdewastowany grunt i… zwłoki. Zwłoki żołnierzy. Zwłoki Żołnierzy NR. Zszokowany Kanan wpatrywał się w ten przerażający widok. Oczy szeroko otworzył. Ręce mu się trzęsły. Upadł na kolana. Jeden z ochroniarzy podszedł do niego.

– Sir, zabiliśmy naszych – zameldował żołnierz odziany w czarną zbroję.

– A-a-ale to n-n-n-niemożliwe! Prze-przecież tt-tam był wróg! – Bridger dalej znajdował się w tej samej pozycji co poprzednio. Nie dowierzał temu co obserwował. Jego własne dowodzenie zawiodło w jego opinii. Natomiast taktyka Screama z wycofywaniem się na boki przy jednoczesnym opuszczeniu toru natarcia przebijającej się piechoty i odsieczy przewodzonej przez Marka, w pełni zdała egzamin. Zwłaszcza, gdy generał połączył ją z zasłoną dymną.

Nie był to jednak koniec. Po chwili do kompanii Skywalkera dołączyła rezerwa pancerna 212. dywizji pancernej i odwody pozostałych sił z 4. Armii. Widok kilkuset rozniesionych przez „friendly-fire” towarzyszy, którzy próbowali się przebić był do pewnego stopnia demoralizujący. Mimo tego epizodu udało się odnieść pewne sukcesy.

– Sir! Ponieśliśmy pewne straty, ale odblokowaliśmy okrążoną piechotę! – zameldował dowódca kompanii ochroniarzy.

– Hmmm… odpowiedział kiwnięciem głowy Marek, po czym wydał rozkaz – kontynuować dalej ofensy-…!

Wtem spadły na nich cztery salwy pocisków błyskowohukowych wprowadzając powszechny chaos i zamieszenie. Po takowym preludium, zaczęła się piekielna nawała artyleryjska prowadzona przez artylerię Screama Ntrasa. Ogień, pociski i strzały blasterowe zakryły niebo, następnie masakrując niegotowych na taki atak żołnierzy. Właściwie nie była to jedna nawała, tylko dwie jednoczesne nawały prowadzone od boków republikańskiego zgrupowania. Huk dział i eksplozji zagłuszył wszystko. Trwało tak dziesięć minut, po których rozległy się jęki rannych, płakanie po zabitych i… okrzyk bojowy Konfederatów, którzy kontratakowali z dwóch stron na wykrwawionych republikanów. Do boju rzuciła się kawaleria – ta sama kawaleria Swenna, która była spragniona pomszczenia swych towarzyszy oraz utraty pozycji obronnych w poprzednich starciach. Rozpoczęła się mała zażarta batalia, w której NRowcy byli o krok od ponownego odcięcia. Jednak nim mogło dojść do kresu tego boju, kresowi doszły inne walki.

– Sir! Mamy wiadomości z innych odcinków ataku Czwartej Armii! – zameldowała Drake Moncone – gwardzistka zajmująca się łącznością ze sztabem armijnym.

– Co tam się stało? – Marek zapytał odganiając się mieczem świetlnym od pocisków lecących w jego stronę niczym od much.

– 89. dywizja piechoty i 501. dywizja piechoty są w odwrocie! Nie mają one rezerw! Wróg wykonuje tam kontruderzenia! – Mistrz Jedi słysząc wiadomości od swojej podkomendnej mocno się zdziwił.

Nasze skrzydłowe dywizje przegrywają. Olen Pax ostrzegał mnie przed takimi sytuacjami. Nie mam wyboru. Muszę zrealizować jego instrukcje… – Marek widział jak jego armia właśnie zaczyna przegrywać, a Atrończycy wykrwawiają jego żołnierzy swymi podstępnymi taktykami. Stanowczo rozkazał spokojnym głosem – niech wszyscy się wycofają natychmiast! Musimy zapobiec zniszczeniu Czwartej Armii!

Border

W tym czasie, gdy na powierzchni Trix Czwarta Armia i Szósta Armia toczyły bój z siłami podkomendnych Kylera Kaasa, na orbicie planety też się zaczynała rozwijać. Daniel Valen – niebieskoskóry Twi’lek dowodzący lotnictwem – stał na pokładzie „Revengera” rozmawiając z dowódcą floty noworepublikańskiej – Bartem Ackbarem. Obaj oficerowie przyglądali się przez wizjer rozwojowi sytuacji za pancerną szybą pokoju. Przed ich flotą „enerową” mającą za sobą Trix znajdowała się flota Atronu, który właśnie opuszczała Trix I – księżyc planety stołecznej Atronu.

– „Rundstedt” opuścił wreszcie swoją kryjówkę – stwierdził uśmiechając się Daniel Valen, siedząc przy stole i spoglądając na ekran. Pokroił nożem i widelcem kotleta, żeby po chwili włożyć jego kawałek do swoich ust.

– Tak jak przed mgławicą Yan, Carellią, Xion VIII i pierwszym dniem Trix – cierpko odparł Bart Ackbar przypominając o licznych udanych bataliach Rena Kaasa znanego jako „Rundstedt” w Nowej Republice – lepiej żebyśmy już skończyli śniadanie i przejęli dowodzenie nad flotą, jeżeli nie chcemy dzisiaj dostać powtórki z tych starć.

– Bart, mamy sto dwadzieścia siedem okrętów bojowych. Flota „Rundstedta”, według naszych skanów, liczy siedemdziesiąt pięć statków. Nie mogą oni nam nic zrobić bez otrzymania wsparcia – Daniel uspokajał pewnie uśmiechając się przy tym – a takowego nie dostaną.

– Doskonale znam liczebność obu flot. Widziałem też co się stało pierwszego dnia drugiej bitwy o Trix na orbicie. Przez całą bitwę mieliśmy przewagę liczebną, ale mimo tego spychano i gromiono nas. Znając Atron istnieje pewna szansa, że to się powtórzy dzisiaj – Ackbarowi nie dawała spokoju świadomość tego faktu.

– Nic w tym cudownego. Olen zbyt ostrożnie atakował, a wróg dostał posiłki. Teraz jednak oni nie mają żadnych perspektyw na wsparcie lub sukces. Na powierzchni Trix bezsprzecznie wygrywamy. Czwarta Armia Skywalkera związała walką całą piechotę Atronu. Szósta Armia unicestwiła wrogą kawalerię i wyzwoliła obóz jeniecki. Dopóki trzymamy wszystkie tunele nadprzestrzenne, dopóty armia atrońska nie ma jak uciec.

– Sytuacja wojsk lądowych przeciwnika nie ma znaczenia dla nas. Nie mają jak do nas strzelać, więc nam nic nie zrobią. Ich armia jest bezużyteczna względem floty orbitalnej.

– To prawda. Jednak nie o armii chciałem powiedzieć. Pamiętasz „pierwszego z czterech generałów Pontana Seuda”?

– Jak niby mógłbym zapobiec o Wunie Shouw i jego Ósmej Armii?

– To dobrze, bowiem odegra on kluczową rolę w planie marszałka Johna Baptroba. My teraz będziemy zwlekali z jakimkolwiek działaniem, a w tym czasie ”Rundstedt” rzuci się do ataku na nas. My wykorzystamy naszą flotę do związania go, co będzie łatwe przy przewadze liczebnej. Natomiast Wun Shouw jest póki co nad Xion VIII, aczkolwiek przybędzie ze swoimi osiemdziesięcioma pięcioma okrętami uderzając w tyły wroga i odcinając mu drogę odwrotu – Daniel delektował się kolejnym kawałkiem mięsa, po czym dodał – tak, więc możemy spokojnie jeść śniadanie i to jedynie poprawi naszą sytuację.

Bart Ackbar milczał od tego momentu. Nie zamierzał dyskutować z Valenem. Raz, że jego argumentacja po części go przekonała. Dwa, że wiedział o popularności Daniela u dowódcy Frontu Zachodniego – marszałka Johna Baptroba. Temu oficerowi podlegała 8. Armia Wuna Shouwa i Grupa Armii „Yan” Olena Paxa. Praktycznie był on głównodowodzącym w wojnie atrońsko-republikańskiej. Podpadnięcie takiemu człowiekowi nie było potrzebne Bartowi do szczęścia.

Border

W kompleksie obozów jenieckich „Vasserlot” panował kompletny chaos. Atroński garnizon został zmuszony do odwrotu wraz z resztkami korpusu kawalerii Honga Kaasa, za to kompleks został przejęty przez Szóstą Armię Olena Paxa. Cywilny personel obozu oraz sami jeńcy, często się jednak nie orientowali w sytuacji. Wieść, że Atron został pokonany rozeszła się niczym pożar. Jednak niektórzy twierdzili, że jest to próba oszukania ich. Zbiegło się to z faktem, że część żołnierzy garnizonu przeszła do metod iście partyzanckich i gdzieniegdzie stawiała opór. W takich warunkach zapanował chaos organizacyjny, w którym żołnierze Nowej Republiki próbowali odnaleźć swych pojmanych do niewoli towarzyszy broni. Ludzie przemieszczali się korytarzami z jednego miejsca w drugie, a oficerowie prowadzili inspekcje i sprawdzali tożsamość.

– Stopień, imię, nazwisko i przydział – żandarm rozkazał napotkanej kobiecie zatrzymując ją.

– Kapitan Kayla Jortun, były dowódca 175. dywizji piechoty – pani oficer przedstawiła się stając przy tym na baczność. Żołnierz przyjrzał się jej identyfikatorowi. Po pewnej dłuższej chwili wpatrywania się, włączył on komunikator i coś niezrozumiałego dla Kayli powiedział.

– Przepraszam, ale z powodów proceduralnych pani tutaj zostanie – rzekł do niej żandarm po wyłączeniu swego komunikatora.

– Rozumiem – potwierdziła przyjęcie informacji do wiadomości. Bądź co bądź nie miała raczej zamiaru nigdzie się udawać.

Po jakichś parunastu minutach czekania przy milczącym żołnierzu, mogła dostrzec jakiegoś oficera biegnącego po korytarzu bez należnej ochrony. Nie różnił się on za bardzo niczym od poprzednio widzianych tego typu osób. Poza jedną rzeczą. Wołał ją po imieniu.

– Kayla! Kayla! – krzyknął parę razy, po czym w końcu do niej dobiegł. Spojrzała na niego. Zaczęła mu się przypatrywać. Mogła dostrzec, że był on generałem. Generałem dywizji. Natomiast jego twarz wydawała się jej znajoma. Zastanawiała się skąd go kojarzy… Mężczyzna się zatrzymał. Oficer mogła bez problemu przyjrzeć się mu.

– W-will! Witaj, Willu! – przywitała się Kayla podchodząc do znajomego. Szczerze i szeroko się uśmiechnęła widząc po raz pierwszy w obozie jenieckim kogoś kto byłby jej bliski.

– Witaj, Kaylo – Wilhelm Tawk podszedł do niej, objął ją szeroko swoimi ramionami i przytulił ją. Wreszcie po tygodniu czekania w napięciu był blisko swej narzeczonej i znajdowała się ona bezpieczenie w jego objęciu. Następnie zapytał ją troskliwie – nic ci się nie stało?

Tymczasem żandarm przypatrywał się tej scenie. Młody generał spojrzał w jego stronę i skinieniem głowy dał mu znak, żeby poszedł. Oficer bezpieczeństwa tak też uczynił.

– Nie, nic wielkieg-… – Jortun ugryzła się w język. Dostrzegła w pewnej odległości za Tawkiem pewnego szlachica – znienawidzonego przez nią kapitana Fridrika Auffenberga. Przybliżyła swoje usta do ucha pochylonego Wilhelma i szepnęła do niego szczerze nieprzyjemnym głosem niepozostawiającym żadnych złudzeń co do jej intencji – nic poza pewnym oficerkiem, który mnie… zhańbił jakiś tydzień temu.

– Kto? Kto śmiał to zrobić? – Tawk zapytał ją wręcz wkurzonym głosem. Chciał jak najszybciej ukarać „zbrodniarza”, który śmiał coś takiego zrobić jego ukochanej.

Kayla uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Czuła, że zemsta będzie słodka i to bardzo. Spojrzała na stojącego w oddali Auffenberga, który nie był świadomy tego co go spotka.

Border

Olen Pax ustanowił swoją kwaterę dowodzenia na jednym z tzw. wzgórz Vasserlot. Pozycja ta zapewniła mu możliwość rozstawienia w pobliżu olbrzymiego parku artyleryjskiego, nadzorowania go bezpośrednio oraz obserwowania pola bitwy. Wzgórze to otaczał kompleks obozów jenieckich „Vasserlot”, który składał się z niezliczonych budynków opartych o wzgórza Vasserlot. Była to pozycja idealna do działań obronnych i odparcia dowolnego ataku lądowego. Generał przyglądał się z dumą swojej Szóstej Armii. Nikt nie doceniał jej bardziej niż ten urodzony sztabowiec, który sam ją stworzył z niczego w przeciągu mniej niż miesiąca. W jego kwaterze dowodzenia, znajdowali się liczni oficerowie, czwórka gwardzistów-Jedi i liczne oddziały ochroniarzy, którzy zajmowali się swoimi czynnościami. Olen chodził z miejsca w miejsce rozmawiając z jakimiś oficerami, omawiając jakieś sprawy, po czym odchodząc od nich i udając się w inne miejsce. Za każdym razem towarzyszyła mu czwórka gwardzistów.

Liderem Gwardii był niejaki Mathaas Qwaz – brunet wysoki na sto osiemdziesiąt pięć centymetrów Należał on do tych ludzi, którzy byli urodzonymi przywódcami. Z grubsza przypominał on Marka Skywalkera. Różniło ich najbardziej to, że Marek miał czterdzieści kilka lat, a nie dwadzieścia parę jak Mathaas. Qwaz należał do szczerych, odważnych i śmiałych Rycerzy Jedi.

Drugim najważniejszym członkiem była Caro Leein – czarnowłosa kobieta. Caro zajmowała się zazwyczaj sprawami organizacyjnymi Gwardii. Wynikało to z tego, że sam Mathaas na tego typu sprawach się nie znał, więc zajmowanie się nimi zostawiał Caro. Zbiegło się to też z faktem, że ta dwójka znała się od bardzo dawna. Swoją drogą chodziły w Nowym Zakonie Jedi plotki, jakoby Leein i Qwaz mieli być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi.

Trzecim członkiem Gwardii był R’hraahk. Należał on przedstawicieli rasy Whipidów, która pochodziła z planety Toola. Tenże Rycerz Jedi był najbardziej małomówny i tajemniczy z całej czwórki. Rzadko kiedy się odzywał, a jeżeli robił to, to tylko gdy było to konieczne lub niezbędne. Warto jednak pamiętać, że w kwestii sprawności fizycznej przerastał wszystkich członków Gwardii.

Czwartym i ostatnim członkiem natomiast był Shag Ghard – średniego wzrostu zielonooki blondyn. Nikt za bardzo nie wiedział czemu dostał się do Gwardii. Nie wyróżniał się on czymkolwiek specjalnym. Określano go przeciętnym zarówno w kwestii wyglądu, charakteru, jak i umiejętności.

Po środku tej czteroosobowej grupki stał Olen Pax – dowódca Grupy Armii „Yan” i jej głównej składowej – 6. Armii, bohater z czasów wojen w latach dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych pierwszego wieku po bitwie o Yavin, niebieskooki czarnowłosy strateg i wybitny organizator. Zarazem odpowiadał on też za niezałamanie się morale Grupy Armii „Yan” po ogromnych sukcesach Kylera Kaasa w pierwszych dwóch dniach drugiej bitwy o Trix. Wielu sądziło, że jeżeli ktoś jest w stanie doprowadzić Nową Republikę do zwycięstwa w tej bitwie, to jest to właśnie Olen – absolwent Akademii Oficerskiej i jeden z najskuteczniejszych i najbardziej doświadczonych generałów w całym korpusie generalskim. I to właśnie on teraz skonstruował plan, który doprowadzał do totalnego sukcesu NR i zakończenia wojny.

Czwarta Armia jest w odwrocie, ale skutecznie wiąże kilkadziesiąt tysięcy atrońskich żołnierzy. Żołnierze z śmigaczami walczący ze mną zostali rozbici. Obóz jeniecki wyzwoliliśmy. Flota „Rundstedta” opuściła Trix I i przymierza się do ataku na naszą blokadę trixańską. Wun Shouw zbombardował orbitalnie garnizon na Xion VIII. Niemal wszystko idzie zgodnie z najlepszym wariantem planu. Operacja: Tajfun ponownie rusza z niepowstrzymywalnym pędem do przodu. To tylko kwestia czasu, aż ostatecznie unicestwię armię Lorda M’kadronusa i flotę „Rundstedta” oraz zatknę flagę Nowej Republiki nad Trix podpisując z Atronem traktat pokojowy – Olen ocenił całą sytuację idąc w stronę polowego holostołu sztabowego, przy którym znajdowali się liczni oficerowie sztabowi. W końcu do niego podszedł. Wówczas sztabowcy powitali go salutami, a on odpowiedział im tym samym, po czym służbowym tonem zadał pytanie – raport sytuacyjny z działań 6. Armii.

– 69. dywizja piechoty przejęła kontrolę nad obozem jenieckim wraz z 136. dywizją piechoty i 17. dywizją piechoty. Nie uwierzy pan, generale! Całe dziesięć tysięcy naszych tam znaleźli! Wystarczy tylko przezbroić ich w zdobyczny i rezerwowy sprzęt i zwiększymy naszą armię do stu tysięcy żołnierzy! – słyszący to szef sztabu Szóstej Armii – Edmund „Kowencky” Knoll złożył szybki raport z wykonywania dotychczasowych dyspozycji tejże armii. Pax przysłuchiwał się mu, po czym zadał jedno pytanie.

– Knollu, które dywizje atakują wrogą kawalerię?

– Żadna, sir – odpowiedział Edmund zdając sobie sprawę z olbrzymiego niedopatrzenia w wykonaniu planu. Olen umilkł słysząc to. Generał zachował spokój i nie podniósł głosu na swoich podkomendnych. W sztabie wszyscy umilkli. Po dłuższej chwili panowania przez ciszę, dowódca Grupy Armii „Yan” się odezwał spokojnym i stanowczym głosem.

– Postawić całą Szóstą Armię w gotowość bojową. Wyzwolonymi jeńcami wojennymi uzupełnić straty wojsk liniowych. Naszym byłym jeńcom należy dać broń z atrońskiego arsenału oraz naszego arsenału rezerwowego. 69. dywizja piechoty ma wykonać atak przeciwko frontowi kawalerii wroga, a 25. dywizja piechoty ma uderzyć we flankę i tyły kawalerii. Przekażcie też, generałowi Wilhelmowi Tawkowi, że ma teraz ostatnią szansę na uratowanie swojej reputacji.

Oficerowie skinęli głowami dając Paxowi do zrozumienia, że wiedzą o co chodzi. Rozkazy dowódcy zostały przekazane niższym szczeblom i cała stutysięczna machina zwana Szóstą Armią poszła w ruch, przymierzając się do zaatakowania korpusu kawalerii, który miał ledwo nieco ponad dziesięć tysięcy żołnierzy. Po chwili wieści z frontu zaczęły napływać do sztabu.

– Generał Tawk ustawił się wraz ze swoją dywizją przed wąwozem, w którym broni się wroga kawaleria. Każda próba rozpoznania bojem została odparta bez problemu – zameldował dowódca działu komunikacji.

– Hmmm… A jak wygląda sytuacja z flankującym atakiem 25. dywizji piechoty? – zadał pytanie Olen.

– Uderzyli oni na tyły, ale zdaje się, że gdy przechodzili przez wąwozy i wzgórza uniemożliwiające koncentrację wojsk i kontrataki kawalerii i artylerii zmusiły ich do odwrotu.

– Niech 69. dywizja piechoty uderzy od frontu na kawalerię. 136. dywizja piechoty uderzy od północy na tych kawalerzystów, a 25. dywizja piechoty uderzy od południa na nich. Te trzy dywizje niech zaatakują jednocześnie, otoczą i zniszczą wroga – Pax sformułował nowy plan, widząc, że pierwsze natarcie zakończyło się niepowodzeniem. Generał podszedł do polowego holostołu z mapą. Zaczął się jej przyglądać i analizować ją. Po dłuższej chwili przypatrywania się oficerowie łączności od poszczególnych dywizji zaczynali składać raporty.

– 69. dywizja piechoty została powstrzymana w wąwozie przez silny ostrzał artylerii i okopanych walczących pieszo kawalerzystów.

– 25. dywizja piechoty wycofała się po atrońskim zmasowanym ataku wyprzedzającym.

– Straż przednia 136. dywizji piechoty wpadła w zasadzkę, została rozbita, wycofała się w panice wpadając na główne siły dywizji i wywołując chaos.

– Co? To przecież niemożliwe. Rzuciliśmy pięćdziesiąt tysięcy przeciwko mniej niż piętnastu tysiącom, a wróg nie dość, że nie został wyparty to jeszcze zmusza nas do odwrotu. To jest niemożliwe, sir – Edmund Knoll nie rozumiał już tego co się działo. Jego głowę przytłaczały te niespodziewane i nielogiczne dla niego sytuacje. „Kowencky” spojrzał na stojącego obok niego spokojnego Olena.

– Już rozumiem. Już rozumiem – dowódca 6. Armii lekko się uśmiechnął pod nosem. Pochyliwszy głowę spojrzał na holomapę przesuwając dłonią po powierzchni holostołu.

– Co pan zrozumiał, sir? – spytał zaciekawiony szef działu operacji.

– Naturę modus operandi mojego przeciwnika – odparł uśmiechnięty Pax podnosząc głowę i spoglądając w oczy swoich sztabowców.

Advertisement