Star Wars Fanonpedia

CZYTAJ WIĘCEJ

Star Wars Fanonpedia
Nie podano opisu zmian
Linia 37: Linia 37:
 
— Coż — zadrwił Gato — stęsknił się za domem.
 
— Coż — zadrwił Gato — stęsknił się za domem.
 
}}
 
}}
  +
  +
[[Kategoria:Inkwizycja/Opowiadania]]

Wersja z 15:09, 16 lut 2018

Dawno dawno temu, w odległej galaktyce....
Przezroinkwi

INKWIZYCJA

Inkwizycja: Rozdział pierwszy


Nie minęło jeszcze siedem lat po powstaniu Imperium, a mroczne państwo imperatora zajęło prawie całą galaktykę. Wszystko, co zawierało w sobie Moc, wszystko, co popierało jej jasną stronę zostawało łagodnie traktowane mieczem świetlnym. Powołana przez Dartha Vadera inkwizycja, tajna organizacja trudząca się zwalczaniem Jedi, wzorowo wypełniała swoje obowiązki, do czasu....

Na wielkim imperialnym niszczycielu, dowodzonym przez kapitana Konstantine'a, przebywał ktoś bardzo szanowany - Wielki Inkwizytor Imperium. Budził on postrach wśród oficerów, swoim wyglądem przerażał nawet niekiedy swojego mistrza. W rzeczywistości było inaczej: to ów inkwizytor straszliwie lękał się Vadera, posłusznie wykonując jego rozkazy. I - chociaż miał pod sobą oddziały wyszkolonych na moc mrocznych Jedi - wiedział, ze nigdy mu nie dorówna.

Inkwizytor bał się Vadera. A o wiele bardziej bał się jego mistrza. Mistrza, Mrocznego Lorda Sithów, o którym słyszał tak wiele.... jego tożsamości nie dane było mu jednak poznał. "Na pewno jest potężny" - myślał wielokrotnie sam do siebie. Godzinami potrafił medytować, aby odkryć, kim tak naprawdę jest ów mroczny wojownik. Bez skutku. Nie potrafił. Nawet kilkudniowa medytacja nie przynosiła większych efektów. Nikt, prócz Vadera rzecz jasna, nie wiedział kim jest Mroczny Lord ani jak ma na imię. Wtedy to inkwizytor z rasy pau'an poprzysiągł sobie, że nie spocznie dopóty, dopóki nie odkryje osoby mistrza swojego mistrza. Było coś jeszcze, coś o wiele bardziej kuszącego.... inkwizytor marzył, aby stać się kiedyś tym, kim jest jego mistrz. Nie marzył oczywiście, aby zostać zakutym w czarną zbroję i męczyć się do końca życia. Marzył, by zostać Sithem. A jeśli nie pokona któregoś ze swoich przeciwników, nigdy jego marzenia się nie ziszczą.

Chociaż, zgodnie z pewną legendą, był jeszcze jeden Sith. Chociaż trzeci. Nielegalny, jak mawiano; inkwizytora bawiło to stwierdzenie. "Nielegalny".... pokonać kogoś - nawet nielegalnego, jak mawiali - uczyniłoby go pewnym lordem Sithów. Najsmutniejsze jest jednak to, iż ów lord zaginął jeszcze podczas wojen klonów. Inna teoria: został zamordowany. Wielki Inkwizytor miał jednak w umyśle inny scenariusz, z którym nigdy się nie podzielił. Istniało, według niego prawdopodobieństwo, iż tamten Lord, który zaginął jeszcze podczas wojny, poniósł śmierć z rąk Mrocznego Lorda Sithów, tajemniczego mistrza Vadera. Ale to tylko pogłoski, inkwizytor wiedział z własnego doświadczenia, że nie należy kierować się domysłami. Ale gdyby ten domysł się spełnił, marzenie inkwizytora o byciu Lordem Sith nie spełniłoby się. Jeśli Sitha pokonał Sith, to co ma do tego użytkownik ciemnej strony? Prawda, przywódca inkwizycji, ale to go wielkiego nie czyni. Doświadczenie buduje przeciwnika. Inkwizytor chciał być na tyle potężny, by budzić jeszcze większy postrach niż Vader. Vader był dla niego niekwestionowanym autorytetem, czego jednak nie dawał po sobie poznać. Starał mu zaimponować za wszelką cenę. Próby te przyniosły skutki. Chociażby rangę, na której teraz stoi. W końcu miał to, co chciał: rangę Wielkiego Inkwizytora. Ale jak to w życiu bywa, osiągnie się jedno, dąży się do innego celu. Inkwizytor za ten cel obrał właśnie tytuł Dartha, Lorda Sithów.

Medytował. Był odcięty od rzeczywistości. Nie myślał o tym co będzie, o tym co jest czy było. Myślał o niczym. O niczym nie myślał. Był odcięty. Każdego, kto zakuci mu tę ciszę gotów był unicestwić w kilku ruchach mieczem świetlnym, albo torturować Mocą. Nie mógł jednak - chociaż był inkwizytorem, obowiązywały go ściśle określone prawa imperialnego gwardzisty. Otworzył oczy - wszytko było jak dawniej. Pod nim pufa, na ścianie obraz przedstawiający Dartha Bane'a, twórcy zasady dwóch. Nawet Vader nie wiedział, co inkwizytor trzyma w swojej kanciapie. Nikt prócz niego nie był nigdy tutaj, może z wyjątkiem wookieech, przymuszonych do pracy przy budowie niszczyciela. W kajucie nie było oświetlenia. Sam inkwizytor go odmówił. Chciał zgłębiać tajniki Mocy w ciemności. Zgłębiał sekrety ciemnej strony o mroku. Tego właśnie chciał. Chciał się pogrążyć w swojej nienawiści. Niekiedy oświetlenie dawał niewielki holo-monitor. To w nim wielokrotnie pojawiała się twarz Dartha Vadera.

Nagłą ciszę przeszkodził łomot do drzwi. Był to - jak się zdawało - jeden z oficerów, informujących o nagłym wejściu w pas asteroid lub przymusowej zmianie planów. Inkwizytor nie mógł sobie pozwolić na zastanie go w tym stanie. Musiał pospiesznie wstać. Obejrzał się dookoła. Zobaczywszy obraz Bane'a, przykrył go Mocą "żelazną kurtyną". Nikt nie miał wiedzieć co tu się wyprawia. Inkwizytor podniósł ręce do góry, jakby się przeciągać. Jego biała, pau'ańska skóra była bardzo widoczna w tych ciemnościach. Dwa czerwone tatuaże na policzkach dodawały mu mroku, a żółte, przemienione przez ciemną stronę oczy jeszcze bardziej podkreślały jego podłość. Włożył rękawice oraz uzbroił się w laserowy miecz, wieszając go na plecach. Inkwizytor był osobą smukłą i wyprostowaną. Potrafił nieomylnie ukrywać pozytywne emocje. Prawie zawsze towarzyszył mu drobny uśmieszek. Rzadko wpadał w gniew. Otworzył drzwi.

— Słucham pana, komandorze Gato — zaalarmował — co tym razem ma mi pan do powiedzenia.... pas asteroid, nagłe lądowanie?

— Nic z tych rzeczy — wypowiedział oficer — ale imperator oczekuje rozmowy z panem, inkwizytorze.

Inkwizytor spoważniał. Nigdy nie rozmawiał z kimś tak wysoko położonym jak imperator. Nigdy go nie widział osobiście. Rozmowa z imperatorem nie wróży nic dobrego, pomyślał.

— Zaraz tam będę. — odparł sucho i udał się w kierunku kabiny konserwacyjnej, czując wewnętrzny niepokój.

***

— Inkwizytor nie będzie zadowolonyLink do gry — mruknął do siebie Konstantine — gdzie on teraz przebywa?

— Obecnie inkwizytor jest w trakcie konwersacji z imperatorem — odpowiedział Gato.

— Imperatorem? — zdziwił się kapitan — czego on może od niego chcieć?!

— Nie wiem, kapitanie, ale obawiam się, że dzisiaj lepiej nie doprowadzać go do stanu gniewu — nagle nastała cisza. Drzwi na mostek otworzyły się, to szedł właśnie pau'ański inkwizytor. Kapitan Konstantine wyprostował się. Lekki wąsik - szczerze mówiąc - nie dodawał mu zbytniej powagi.

Inkwizytor podszedł do kapitana. Uśmiechnął się delikatnie.

— Kapitanie Konstantine — zaczął — proszę obrać kurs na Utapau. Jestem tam oczekiwany — nie dokończył mówić, a już obrócił się plecami do kapitana i komandora. Wyszedł.

— Coż — zadrwił Gato — stęsknił się za domem.