– Tak swoją drogą – zapytał Lowbacca nowo poznaną dziewczynkę – to jak masz na imię?
– Śmieszna sprawa – odparła sześciolatka. – Kiedyś miałam na imię Celina, ale obecnie zwą mnie Rey.
Ben zatrzymał się. Doskonale znał pochodzenie swojej rozmówczyni. Leia Windu, czyli dawna żona jego mistrza, a zarazem wuja, Luke'a Skywalkera, opowiadała mu o romansie z Lando Calrissianem. Z ich związku na świat przyszło jedno dziecko, które nazwali Celiną. Wiedząc jednak, że nie nadają się na rodziców, zamrozili je w karbonicie. Po tym, jak Luke odprawił swoją żonę, dlatego że chciał podtrzymać doktryny upadłego zakonu, Leia wróciła do Lando i zamieszkała z nim na Jakku. Dotychczas padawan nie wiedział, że dziewczynka została kiedykolwiek rozmrożona.
Oczywiście istniały pewne rozbieżności. Pierwszą z nich był oczywiście kolor skóry Rey – zarówno jej ojciec, jak i matka byli Murzynami. Ona sama zaś miała skórę w kolorze bieli. Ben tłumaczył to sobie faktem długotrwałego pobytu w karbonicie. Z resztą, nie był to pierwszy raz, kiedy przed zamrożeniem wyglądał ktoś inaczej niż po. Na przykład taki Han Solo, jego ojciec, został rozmrożony z o wiele krótszymi włosami, niż miał jeszcze rok wcześniej. Tego zjawiska nikt nie potrafił wyjaśnić.
– Rey… – powiedział. Co ciekawe, Ben nie wiedział do końca, czy mógłby się zacząć spotykać z dziewczynką. Była ona przecież córką żony jego wuja, ale fakt, że nieślubną, trochę go pocieszał.
Kiedy przyjaciele zaszli na miejsce, padawan nie miał wątpliwości, gdzie się znalazł.
– Przecież to osada Tuanul! – powiedział chłopak. – Tu mieszka Pajda!
– Ehe – Rey kiwnęła głową. – Mieszka tutaj wraz ze swoim mężem Lor San Tekką.
Pajda była osobą bardzo bliską Benowi. Jako dziecko bardzo często ją odwiedzał, często w towarzystwie swojej rodziny. Była ona dla niego prawie tak, jak babcia. Bardzo lubił jadać jej zupy.
Dziewczynka weszła do jednego z namiotów. Przywitała się z mieszkającą tam Gunganką, którą jak się okazało, była właśnie Pajda.
– Ben? – kobieta popatrzyła na padawana. – O w trąbkę! Ale żeś wyrósł!
Wtedy z namiotu wyszedł starszy, siwy mężczyzna.
– A ty tu czego, chłystku? – zapytał.
Ben nie wiedział zbytnio, co odpowiedzieć.
– Wiesz, po co przybywam – oznajmił stanowczo.
Lor San Tekka popatrzył na niego i już miał coś powiedzieć, ale wtedy zauważył Lowbaccę, który z racji na swój wolny chód przybiegł trochę później.
– Ale się spociłem w tym futrze – sapnął.
Lor popatrzył na niego, przymrużając o czy po to, by lepiej mu się przyjrzeć.
– Czyż to nie syn Chewbacci? – powiedział, na co Ben złapał się za głowę, robiąc facepalma.
– Przepraszam, ale moim ojcem jest mąż siostry Chewbacci!
– Oj, niezbyt. Jestem pewien, że jesteś synem Chewbacci. Jego siostra musiała ciebie adoptować – odparł staruszek, wzruszając ramionami. – No dobra, teraz idziemy na zupę biegunkową. Pajdo, rączka.
Ludzki mężczyzna w towarzystwie Gunganki i Rey pożegnał się i opuścił nowo napotkanych. Lowbacca tymczasem padł na ziemię, zapłakany.
– Wiesz co, Benie Solo? – chlipnął Wookiee. – Jeżeli to Chewbacca jest moim ojcem, to kto jest matką?!
– Tia… – Ben podrapał się po głowie. – Nie mam pojęcia – powiedział ostatecznie, choć nie do końca była do prawda.
– Hej, hej! – krzyknął nadjeżdżający z dala V-wingiem Lanever Villecham. – Wsiadajcie, polecimy na Kashyyyk, a Chewbacca z pewnością wyjaśni to niecodzienne nieporozumienie!
3940 bajtów • Około 6 minut czytania