Wersja z dnia 20:25, 20 mar 2018 autorstwa Mustafar29(tablica | edycje)(Dodano nową stronę „{{Autor|Mustafar29|kanon|real}} {{Opowiadanie| {{A}}– Oddaj mi go – powiedział Luke stanowczym głosem, wyciągając rękę. – To sprawa wyższej wagi, siostrze...”)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
– Oddaj mi go – powiedział Luke stanowczym głosem, wyciągając rękę. – To sprawa wyższej wagi, siostrzeńcze.
Ben wyjął co prawda miecz wybrańca, jednak trzymał go blisko swojego serca, nie chcąc oddać go wujowi.
– Ale… on należy do mnie! To moja własność – powiedział.
Skywalker nie dał jednak za wygraną. Siłą wyrwał swojemu padawanowi miecz świetlny i bez słowa pożegnania kazał czekać na siebie, aż powróci.
– A dokąd ty właściwie lecisz? – zapytał Ben.
– Na Coruscant – odparł mistrz. – Mam przeczucie, że Mace Windu czeka na mnie tam, gdzie mój ojciec pozbawił go godności.
Po jakimś czasie Luke znalazł się już na lądowisku. Pierwsze, co zobaczył, to statek, którym przylecieli Chewbacca, Lanever Villecham i Ben Solo.
– Weźmiemy ten – powiedział do towarzyszącego mu od jakiegoś czasu C-3PO. – Umiesz pilotować?
Droid popukał się po głowie.
– Oczywiście, że umiem, matole – krzyknął. – To, że nie lubię, nie znaczy, że nie umiem.
Luke zdziwił się trochę postawą swojego jak dotąd posłusznego protokolanta. Nie miał jednak czasu na robienie mu przeglądu – dopóki Mace Windu miał pierwszy miecz świetlny, był w stanie zrobić, co tylko chciał.
– Dokąd my właściwie lecimy, Luke? – zapytał droid.
Skywalker obrócił się w fotelu.
– No… na Coruscant – powiedział. – Swoją drogą, zdawało mi się, że mówiłeś mi przez „mistrz”.
Threepio spojrzał w stronę swojego dawnego właściciela.
– A i owszem, ale jakieś dwadzieścia jeden lat temu na Tatooine powiedziałeś, żebym mówił ci „po prostu Luke”, nie pamiętasz?
Luke pamiętał, dlatego też zamilkł i spojrzał na podłogę.
Właściwie to lecąc na tę misję, Luke ubrał się nieco inaczej niż zwykle. Nie chciał bowiem ujawniać swojej tożsamości. Po upadku Imperium Coruscant stało się wolną planetą, która jednak nie sympatyzowała z Nową Republiką aż tak bardzo jak ze Starą. Na planecie rozwinął się półświatek przestępczy. Tych, których stać było na przeniesienie się na Chandrilę, a następnie na Hosnian Prime, już dawno nie było. A tych, których nie było stać, też nie było, gdyż albo zostali zamordowani przez mafię, albo zginęli na skutek przedawkowania silnych substancji odurzających.
Ben Solo tymczasem, coraz bardziej sfrustrowany, wszedł do prywatnego apartamentu Lanevera Villechama.
– No nie denerwuj się tak, chłopcze – powiedział. – Co się stało?
– Luke zabrał mi miecz, ten, który od ciebie dostałem – padawan usiadł na kanapie. – To nie fair!
– A dlaczego tak ci na nim zależało? – zapytał go senator.
Ben zamyślił się chwilę.
– Dostałem go od ciebie, Laneverze, a nie wiem, kiedy zobaczymy się następny raz.
Lanever chwileczkę się namyślał, aż w końcu doszedł do stosownego wniosku.
– Nie ma problemu! – krzyknął entuzjastycznie. – Zdobędziemy kryształ kyber, a ja zbuduję ci lepszy miecz. I ci go dam na pamiątkę, co ty na to?
Chłopak wstał uradowany.
– A gdzie są najlepsze kybery? – zapytał go dawny kanclerz?
Po niecałej półgodzinie wszyscy byli gotowi do wyjścia. Przechodząc przez drzwi, Ben w oddali zobaczył swoją matkę. Ta popatrzyła na niego i przez moment oboje wpatrywali się w swoje oczy. Po chwili jednak Leia Organa obróciła głowę i udała się swoją drogą.