Innej opcji po prostu nie było. Przybyli na Coruscant musieli wracać tym samym statkiem, którym przylecieli. W sumie wzięcie jakiegoś innego nie stanowiłoby problemu pod względem technicznym. Anarchia, która zawładnęła dawnym centrum galaktyki, opanowała każdy aspekt życia mieszkańców planety.
– Za moment będziemy opuszczać atmosferę, Luke – powiedział C-3PO i spojrzał na Jedi, który ponownie z zamkniętymi oczyma opierał swoją głowę o lewą dłoń.
Threepio zaś, widząc, że coś jest ewidentnie nie tak, zapytał mistrza, czy mógłby mu jakoś pomóc.
– Raczej nie – bąknął Luke. – Moje strapienie jest związane ze śmiercią Lei Windu. Nawet nie wiesz, kochany, ile ta kobieta w życiu nacierpiała. Kiedy się wreszcie ustatkowała, wiesz, kiedy to ze mną chciała spędzić resztę życia… ja… zmuszony byłem ją oddalić.
C-3PO tym razem milczał. Nigdy nie rozumiał rozterek miłości ludzi.
– No nic – Skywalker podniósł się z siedzenia. – Zostań tu, kuzynie, ja zaraz wracam.
Po chwili Luke, opuściwszy kokpit, znajdował się w korytarzu tego jakże niewielkiego okrętu. Jego uwagę zwróciły dość charakterystyczne ściany. Nie były one obite jednolitą blachą – przeciwnie, zdawało się, że pokrywały je metalowe kafelki, i to dość nierówne.
Skywalker postanowił zbadać tę sprawę. Podważył jedną z blaszek i ku jego zdumieniu jego oczom ukazało się nic innego jak szufladka.
– Teraz rozumiem… – wyszeptał tak, żeby nikt go nie usłyszał, jak to miał zresztą w zwyczaju. – Ciekawe, skąd oni wzięli ten statek. Tu musi być pełno reliktów przeszłości…
Wtem rozważania mistrza Jedi przerwał alarm.
– Threepio, co się tam, do jasnej ciasnej, dzieje?! – zapytał Luke lekko uniesiony.
– Atakują nas, matole! – odparł mu droid. – Zdaje się, że to piraci.
Luke widział, że najważniejszą jego misją jest ochrona pierwszego miecza. Odnalazłszy go, piraci mogliby użyć artefaktu w wielu złych celach i na wiele złych sposobów.
Długo mu nie zajęło, aby opracować plan. Jedi schował pierwszy miecz świetlny do niedawno otwartej przez siebie szufladki. Sam zaś wziął ten skonstruowany przez swojego ojca w czasie wojen klonów. W przypadku gdyby piraci rzeczywiście ich napadli, zainteresowaliby się tym, a nie bronią pierwszego mistrza.
– C-3PO, dlaczego nie lecimy? – Luke zapytał, wchodząc z powrotem do kokpitu.
– A jak myślisz?! – jego droid odparł mu, nie skrywając nutki ironii w swoim głosie. – Wzięli nas tanim chwytem, jakim jest promień ściągający. Jak się przedostaną na statek, ja nas bronić nie będę!
Obaj zamilkli. Coś usłyszeli, zupełnie tak jakby ktoś otwierał drzwi do korytarza, w którym uprzednio stał Skywalker.
– Rączki do góry – usłyszeli głos dość starszej osoby. – Możecie się w sumie obrócić, ale nie próbujcie żadnych numerów.
Luke odwrócił się i jego oczom ukazała się dość niska kobieta o pomarańczowym odcieniu skóry.
– Kim jesteś? – zapytał ją Jedi.
– Nikim – odparła starsza pani. – A tak na serio to twoją starą.
Luke lekko przechylił głowę.
– Nie! – powiedział głośno. – To niemożliwe! Niemożliwe!
Jego rozmówczyni zaśmiała się.
– Phi, no oczywiście, że nie. Dobra, dobra, a teraz rzucę okiem na statek. Wezmę sobie co nieco, a następnie pozwolę wam lecieć.
– Co to, to nie! – krzyknął Luke i już miał dobyć miecza, lecz w tej chwili usłyszał tylko strzał z blastera, a następnie poczuł krew na swoje sprawnej dłoni.
Padł na ziemię.
– Kolego, ale przecież mówiłam ci, byś się nie ruszał, tak? – powiedziała kobieta, spoglądając teraz już z góry na brodatego mistrza Jedi. – O, widzę, że masz miecz świetlny! Nie ładnie jest kraść. Widzę po oczach, że coś przede mną ukrywasz.
Luke nie mógł dopuścić, aby pierwszy miecz świetlny trafił w ręce piratki.
– W ogóle to jak masz na imię? – zapytał, ściskając ranę, która jednak nie krwawiła aż tak bardzo.
– Phi, myślisz, że ci tak po prostu powiem?! – zapytała ironicznie. – Nie no, dobrze, tak właściwie to jestem Maz Kanata. Dobra, wiesz, trochę mnie wyrzuty sumienia dręczą za postrzelenie ci ręki. Wezmę więc ten miecz świetlny i odlecę. To jak, umowa stoi?
Luke był gotowy, by się targować, jednak wtedy na statek wszedł jakiś inny pirat.
– Maz? Maz, pospiesz się, na Takodanie zadyma! – powiedział.
Maz Kanata obróciła się i spojrzała na nowo przybyłego.
– Phi, Hondo, a tobie od kiedy tak zależy na tym pałacyku? – uśmiechnęła się, wciąż jednak mierząc w Skywalkera.
Nagle zupełnie niespodziewanie z miejsca wstał Threepio. Droid wziął do ręki blaster i kiedy już miał wymierzyć w Maz, poczuł, że oberwał.
Złota powłoka Threepio stanęła w ogniu. Po paru minutach niemal doszczętnie spłonęła.
Luke tymczasem milczał.
– Phi, dobra, złociutki, nas tu nie było – oznajmiła Maz, podchodząc do Luke’a i zabierając mu miecz świetlny jego ojca.
Kiedy stała już w drzwiach, po raz kolejny się odwróciła i mrugnęła okiem do Jedi.
– Niech Moc będzie z tobą, Luke’u Skywalkerze – powiedziała.