Dawno, dawno temu w odległej galaktyce.... |
Pozostał jeszcze Crasher. Szczerze mówiąc, nie chciało mu się zbytnio gadać ze świrniętymi gungnami i stwierdził, że i tak pewnie by się nie zgodzili i że nie ma znaczenia czy poleci czy nie - więc nie poleciał debil. W końcu wszyscy zebrali się na Dantooine, by opracować dalszy plan działań. - Więc podsumowując - zakończył obradowanie Crasher - skoro nikt się nie zgodził.... - Syn Syna się zgodził - z zadowoleniem przyznał Wnuk. - Wiem wiem, już mi czwarty raz powtarzasz.... ale może żeby mu nie było przykro, że jako jedyny się nie zgodził, z nim też się rozprawimy, co wy na to?? - Oki_Doki - krzyknęli razem pozostali. - Dobra, więc wsiadamy na gwiazdę, lecimy pod te planety i.... - Och! Nie spoileruj czytelnikom, guptasku - odparła Klementyna z dziwnym grymasem na twarzy. - Ale przydała by się jakaś wzruszająca muzyka.... - Tak - wzdechnął Crasher - No pewnie..... - Może ta z rozkaza 66? - wrzasnął Bruner. - Nie z rozkaza, tylko z rozkazu - poprawiła go Leia Windu. - Tak więc odpalamy gwiazdę! - ucieszył się Crasher. I nie trzeba chyba dalej nic pisać.... najpierw podleciano pod Endor. Leia Windu ze łzami w oczach patrzyła na śmierć Mariusza i Zbyszka, gdyż przypomniała sobie, że to jej synowie. Potem podleciano nad Tatooine, gdzie mieszkał jeden z kochanków Leii. Moroband, Mortis i Naboo spotkał taki sam los. Najpierw ożywieni Jedi wpadali na planety i wszystkich mordowali, a następnie wysadzano ją za pomocą Gwiazdy Śmierci.... nie mógł przetrwać nikt. Miliony gardeł krzyczały na raz.... horror. A na dodatek ta muzyka z rozkazu 66. Nie chce wam się ino płakać?? Bo mi tak.... już cały laptop pomoczyłem łzami i właśnie chyba powstało jakieś spięcie.... |
Rise of Kywalker • Władza • Inwazja • Iskra Nadziei • M jak Miłość • Rozkaz 67 • Pojedynek |
2277 bajtów • Około 4 minut czytania